piątek, 19 lipca 2013

Zwyczajny obraz



Jechałam znudzona i zmęczona do pracowni, wtedy jeszcze na Marszałkowskiej. W upały, szare komórki po prostu wyparowują z mojej głowy, osiągam stany permanentnego zmulenia lub migreny.
Muszę przyznać, że bywają dni, że dość rzadko coś mnie inspiruje w otaczającej szarościo-zwykłości kiosków, budek, krawężników. Częściej zauważam absurdalne rzeczy, które mnie śmieszą. Uwiecznienie ich za pomocą fotografii w zupełności wystarczy. Do obrazu potrzebuję jakiejś szczególnej ochoty, wewnętrznej iskry, przekonania, że w tej chwili, to jest właśnie to. Nagle zauważyłam tę dziewczynę. Z okna tramwaju. Moment zauważenia jest ekscytującą chwilą, w której człowiek modli się, czy ma naładowaną komórkę, aby cyknąć choć jedną, nieostrą fotkę. Siedziała na Placu Konstytucji w białej sukience w groszki, przez ramię miała przepasaną czarną torbę, ramiona odkryte. Włosy starannie upięte w kok, jasną karnację. Była wysoka i szczupła. W ręku trzymała przezroczysty kubek z czarną słomką. Nie wiem, jak zauważyłam, że była czarna. Chyba sobie wymyśliłam. W środku oranżada a może piwko. W jednym momencie wiedziałam, że muszę namalować tę scenę, niezależnie od tego, co aktualnie maluję. Powstał szkic na płótnie a później praca w formacie 70x140 cm. W rzeczywistości nie było tak cytrynowo. Z dnia na dzień, obraz nasycał się żółtym światłem. Światło właściwie wymyśliłam. Taki zwyczajny-niezwyczajny obraz. Niedługo dane było mi się nim cieszyć. Podobno pojechał do Dżakarty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz